Carpathia, rozdział 6
Przede
mną kłębiło się coś, co wyglądało jak podarte na pasy czarne płótno,
niemiłosiernie targane przez wiatr. Podszedłszy bliżej, zdałam sobie
sprawę, że były to jakieś ogromne, zakapturzone postaci w czarnych
płaszczach. Cofnęłam się, jednak nieznajomi zaczęli się do mnie zbliżać,
wyciągając w moim kierunku kościste, przegniłe, pokryte liszajami ręce,
od których widoku było mi niedobrze. Już wiedziałam, skąd pochodziły
zasłyszane wcześniej świsty - wydawały je te przerażające istoty.
Chciałam krzyknąć, lecz wilgoć, zimno i przerażenie ścisnęły mnie za
gardło. Nawet nie wyciągnęłam różdżki, przecież w moich rękach i tak
była bezużyteczna jak pospolity patyk. Trafiłam plecami na ścianę, po
której natychmiast się osunęłam.
To było ostatnie, co pamiętałam...
To było ostatnie, co pamiętałam...
Autorka: Fedora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz