Gud Med Oss
Rozdział IX
Toris wydał się Bernhardowi człowiekiem całkiem pozbawionym pewności siebie i jakby przepraszającym cały świat za to, że w ogóle istnieje. Sprawiał też wrażenie niezwykle ponurego, jednak w zupełnie inny sposób niż Bernhard – o ile Szwed wydawał się gburem i mrukiem, o tyle Toris był całkiem sympatyczny, tylko jakby cały czas nieziemsko smutny i zmartwiony. Nikt jednak nie zdawał się zwracać na to jakiejś większej uwagi, dlatego też Bernhard przyjął, że musiało być to dla niego zupełnie normalne zachowanie.
Cecylia rozgadała się jak jeszcze nigdy do tej pory. Erzsebet uciekła przygotować pokój dla Litwina, a Kornela, który rozświergotał się niemal tak samo jak starsza siostra, przegoniła Cecylia, łajając go, że od rana jeszcze się za żadną robotę nie wziął, i że nie zamierza mu podarować robienia porządków przynajmniej w swoim własnym pokoju. Ewidentnie jednak chodziło jej o to, aby chłopiec dał w końcu zmęczonemu gościowi spokój.
Toris, Cecylia i Bernhard zostali więc przed domem sami. I Oxenstierna poczuł, że jest bardzo nie na miejscu, i że chyba powinien gdzieś się ulotnić, przynajmniej na jakiś czas.
Cecylia jednak nie zamierzała mu na to pozwolić.
Rozdział IX
Toris wydał się Bernhardowi człowiekiem całkiem pozbawionym pewności siebie i jakby przepraszającym cały świat za to, że w ogóle istnieje. Sprawiał też wrażenie niezwykle ponurego, jednak w zupełnie inny sposób niż Bernhard – o ile Szwed wydawał się gburem i mrukiem, o tyle Toris był całkiem sympatyczny, tylko jakby cały czas nieziemsko smutny i zmartwiony. Nikt jednak nie zdawał się zwracać na to jakiejś większej uwagi, dlatego też Bernhard przyjął, że musiało być to dla niego zupełnie normalne zachowanie.
Cecylia rozgadała się jak jeszcze nigdy do tej pory. Erzsebet uciekła przygotować pokój dla Litwina, a Kornela, który rozświergotał się niemal tak samo jak starsza siostra, przegoniła Cecylia, łajając go, że od rana jeszcze się za żadną robotę nie wziął, i że nie zamierza mu podarować robienia porządków przynajmniej w swoim własnym pokoju. Ewidentnie jednak chodziło jej o to, aby chłopiec dał w końcu zmęczonemu gościowi spokój.
Toris, Cecylia i Bernhard zostali więc przed domem sami. I Oxenstierna poczuł, że jest bardzo nie na miejscu, i że chyba powinien gdzieś się ulotnić, przynajmniej na jakiś czas.
Cecylia jednak nie zamierzała mu na to pozwolić.
Autorka: Freyja
into dust, n#37
Po części pogodzona z losem cofa się o krok. Z mikrą, dopiero co odzyskaną, pewnością siebie, chwyta za ucho zapomnianego kubka z kawą. Wciskając go w jego dłonie rzuca radośnie:
- Bardzo proszę.
Levine waży go przez chwilę raz w jednej, raz w drugiej dłoni. Ani trochę nie daje po sobie poznać, że ten więcej niż parzy.
Co to za swąd?
Krzywiąc się pociąga nosem.
No jasne!
Niczym największy koneser kawy w tym mieście, wyrokuje:
- Wiedziałem, że jesteś wyjątkowa, ale... żeby aż do tego stopnia? Moje gratulacje, Nino. Właśnie przypaliłaś kawę.
Jej uśmiech zamiast zniknąć momentalnie się poszerza.
Jej imię w jego ustach brzmi niemal jak obelga.
- Przykro mi.
On odpowiada co najmniej takim samym.
- Nie sądzę.
Ona kradnąc sobie coś z tego z jego nietuzinkowego sposobu bycia odwdzięcza się nonszalancką powagą, która nawet błazna zbiłaby z pantałyku:
- Następna też taka będzie. Chyba, że... wpadniesz kiedy indziej. Wtedy, kiedy nie będzie tutaj mnie i mojej przypalonej kawy. Czyli... nigdy.
Po części pogodzona z losem cofa się o krok. Z mikrą, dopiero co odzyskaną, pewnością siebie, chwyta za ucho zapomnianego kubka z kawą. Wciskając go w jego dłonie rzuca radośnie:
- Bardzo proszę.
Levine waży go przez chwilę raz w jednej, raz w drugiej dłoni. Ani trochę nie daje po sobie poznać, że ten więcej niż parzy.
Co to za swąd?
Krzywiąc się pociąga nosem.
No jasne!
Niczym największy koneser kawy w tym mieście, wyrokuje:
- Wiedziałem, że jesteś wyjątkowa, ale... żeby aż do tego stopnia? Moje gratulacje, Nino. Właśnie przypaliłaś kawę.
Jej uśmiech zamiast zniknąć momentalnie się poszerza.
Jej imię w jego ustach brzmi niemal jak obelga.
- Przykro mi.
On odpowiada co najmniej takim samym.
- Nie sądzę.
Ona kradnąc sobie coś z tego z jego nietuzinkowego sposobu bycia odwdzięcza się nonszalancką powagą, która nawet błazna zbiłaby z pantałyku:
- Następna też taka będzie. Chyba, że... wpadniesz kiedy indziej. Wtedy, kiedy nie będzie tutaj mnie i mojej przypalonej kawy. Czyli... nigdy.
Autorka: Ulotna
Aktualizacja pojawi się jutro! Przepraszam za czekanie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz