Zimny przerywnik I
„Ratowanie świata”. Stary Dotryg zawsze nazywał tak zadania, co do których nie miał pewności, czy zwykli rycerze by sobie z nimi poradzili. Wzywał wtedy jednego z zaufanych ludzi i przekonywał do swoich racji. Irrathinar wiedział doskonale, że świat ani nie zamierza się kończyć, ani nawet jeszcze nie przeszło mu to przez myśl – ale rozkaz pozostawał rozkazem.
„Ratowanie świata”. Stary Dotryg zawsze nazywał tak zadania, co do których nie miał pewności, czy zwykli rycerze by sobie z nimi poradzili. Wzywał wtedy jednego z zaufanych ludzi i przekonywał do swoich racji. Irrathinar wiedział doskonale, że świat ani nie zamierza się kończyć, ani nawet jeszcze nie przeszło mu to przez myśl – ale rozkaz pozostawał rozkazem.
Autor: Vessna
Rozdział jedenasty
I to właśnie teraz! Teraz, kiedy miało dojść do punktu
kulminacyjnego całego planu. Teraz, kiedy jej praca nad sobą i proces
otwierania się na ludzi miały zostać wystawione na ciężką próbę. Teraz,
kiedy Weronika kazała jej wyjść do ludzi, nauczyć się bawić. Teraz,
kiedy cała zbierana w niej odwaga miała znaleźć ujście. Właśnie TERAZ
miała radzić sobie sama.
Autor: Dafne
Nowa opowieść
Wszystko kończy się w barach - Część druga
Do środka weszła zgraja nieprzyjemnie patrzących na innych typków. Naliczyłem czterech. Skórzane kurki, zapewne w ich mniemaniu groźnie wyglądające ćwieki, tatuaże pokrywające każdy wolny fragment skóry. Jeden z nich miał przy sobie metalową rurkę.
Rozejrzeli się tak, jak ja to wcześniej zrobiłem. Im jednak nie chodziło o szukanie wolnych krzeseł. Im rozchodziło się o znalezienie ofiary, nad którą mogliby się spokojnie poznęcać. Wyżyć się, odreagować zły dzień, utwierdzić się w przekonaniu, że istnieją osobniki słabsze od nich. Jednemu z nich zabłysły się oczy. Powiedział coś do swoich towarzyszy, ale na tyle cicho, że nie byłem w stanie usłyszeć. Pozostali pokiwali tylko głowami, jakby zgadzając się.
Wszystko kończy się w barach - Część druga
Do środka weszła zgraja nieprzyjemnie patrzących na innych typków. Naliczyłem czterech. Skórzane kurki, zapewne w ich mniemaniu groźnie wyglądające ćwieki, tatuaże pokrywające każdy wolny fragment skóry. Jeden z nich miał przy sobie metalową rurkę.
Rozejrzeli się tak, jak ja to wcześniej zrobiłem. Im jednak nie chodziło o szukanie wolnych krzeseł. Im rozchodziło się o znalezienie ofiary, nad którą mogliby się spokojnie poznęcać. Wyżyć się, odreagować zły dzień, utwierdzić się w przekonaniu, że istnieją osobniki słabsze od nich. Jednemu z nich zabłysły się oczy. Powiedział coś do swoich towarzyszy, ale na tyle cicho, że nie byłem w stanie usłyszeć. Pozostali pokiwali tylko głowami, jakby zgadzając się.
Autor: A.J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz